... to mówię Wam ja - maro_zbieracz_poziomek :P
Pewnie każdy już słyszał, jak w telewizorze mówili, żeby myć leśne owoce: jagody, poziomki, maliny - bo bąblowica!
Dotarłem do informacji na temat tej, szczerze, nieciekawej choroby. Jest tak: tasiemce bąblowcowe, które zwą się Echinococcus granulosus i Echinococcus multilocularis, żyją sobie w przewodach pokarmowych drapieżników i składają wesoło jaja. Jaja te wydostają się wraz z ich odchodami, np. na roślinki. Czyli lis, załatwiający potrzeby fizjologiczne w krzewach jagodzin, stanowi dla nas potencjalne zagrożenie!
Jeśli do naszego organizmu dostaną się jaja tasiemca, wykluwają się z nich larwy. One przebijają ścianę jelita i wraz z krwią przedostają się do różnych narządów, często do wątroby, nerek, płuc, a nawet do mózgu. Rozrastają się tam w paskudne torbiele, które trudno zdiagnozować (bo wolno rosną i na początku nie dają żadnych objawów), a czasem trzeba chirurgicznie usuwać.
Jaja giną w temperaturze 50 st. C, dlatego powinno się myć owocki pod strumieniem ciepłej wody. To oczywiście dość uciążliwa praktyka w lesie... Ale może warto?
Jako ciekawostkę powiem jeszcze, ze bąblowica tak się rozprzestrzeniła, kiedy zaczęli masowo szczepić lisy przeciw wściekliźnie. Pasożyt - bąblowiec bardzo się ucieszył z takiego obrotu sprawy. Miał w czym wybierać, bo populacja lisów urosła w siłę.