ponieważ muszą ciągle jeść i ciągle poszukiwać pożywienia, nie miały czasu wykształcić w sobie takich umiejętności, dzięki którym kochamy psy i koty, [umiejętności] które umożliwiają im zabawę. - jak dla mnie jasne - Kotki i pieski, które tak hołubimy, to zwykle wstrętni mięsożercy(a nawet padlinożercy). Dlaczego je kochamy? Ano dlatego, że są takie kontaktowe: potrafią się bawić, mają względnie rozbudowaną osobowość, odwzajemniają uczucia.
Umiejętność zabawy świadczy o wysoko rozbudowanym stopniu inteligencji danego organizmu. A widział ktoś kiedyś żeby się bawić np. z łanią, albo z owcą, albo, nie daj bóg, z krową? Te zwierzęta interesuje jedynie zapełnienie ich wiecznie nienasyconych żołądków. Z kolei np. małe wilczki, które ogląda się w filmach przyrodniczych, to wprost wulkany energii, które wyładowują we wzajemnych zabawach (poleagających na pościgach, tarmoszeniu się za uszy, przewrotkach).
Madeleine, co do koni, to akurat miałem bardzo dużo do czynienia. Mówię więc to z autopsji, że są to raczej niezbyt inteligentne, strachliwe i zajęte sobą zwierzęta (szczególnie proporcjonalnie do ich wielkości; przypuszczam że mózg konia jest większy od ludzkiego, mimo to, to my na nich jeździmy, a nie ona na nas).
Stepan, nasz gatunek już wykształcił umiejętność zabawy i wiele innych skomplikowanych. Teraz niektóre jednostki, korzystając ze zdobyczy cywilizacji, mogą sobie darować mięsko. Może to kolejny stopień rozwoju?
Szkoda, że nie znasz mojej przyjaciółki (a może dla niej lepiej). Jest niesamowitą, pełna energii dziewczyną, trenuje wspinaczkę skałkową, udziela się w kołach naukowych, a bawić to się umie czasem, że aż strach...
Nie ma to jak pseudonaukowe wywody zagorzałego mięsożercy.
czyli mięsożercy vs. wegetarianie? :)
Niezupełnie. Jem mięso. Chciałem się tylko dowiedzieć, czy mogę z niego bezpiecznie zrezygnować. A tu zaraz takie teksty padają, że nic, tylko stanąć do walki, albo się schować.
Stepan, myślę, że Twój problem polega na tym, że kształtujesz swój pogląd na temat zwierząt przez pryzmat ich użyteczności dla człowieka (dla Ciebie- mięsożercy, który po pysznym mięsnym posiłku bawi się z pieskami i kotkami). Dlatego nie przyszło Ci do głowy, że są ludzie, którzy zarówno do krów, owiec, jak i koni podchodzą tak ciepło, jak do pieska czy kotka. Zwierzęta te z pewnością są równie wdzięczne, ale ich fizyczność (gabaryty) stanowi pewną barierę między nimi a ludźmi.
Maro, dlaczego pseudo-naukowe? Co jest w tym pseudo-naukowego? Proszę, Maro, zbieraczu poziomek, wyłóż mi to. Ja tylko zwróciłem uwagę na pewną oczywistą prawidłowość występującą w świecie zwierząt. Co do argumentu - że teraz można nie jeść mięsa, bo wiadomo, postęp, cywilizacja i mamy wodę w toaletach, to ok, ale gdyby to było rzeczywiście takie super, to by nie było tych wszystkich problemów zdrowotnych (patrz: powód tej dyskusji), które pojawiają się u wegetarian. Ja zresztą nikomu nie bronię żywić się roślinami. Aczkolwiek ja bym to traktował jako eksperyment na swoim zdrowiu, ponieważ nie do końca wciąż wiadomo jakie są skutki w społeczeństwie takim jak nasze (a nie w ogóle u ludzi, bo mi zaraz powiesz, że gdzieś w buszu jest jakieś plemię, które je jedynie kiełki i jest zdrowe, najstarsi ludzie mają po 110 lat i żyją w idealnej harmonii z przyrodą) jedzenia jedynie roślin. Co do Twojej koleżanki - to oczywiście jedna jaskółka wiosny nie czyni.
Sadima - jak powiedziałaś o użyteczności zwierząt dla człowieka to od razu mi się skojarzyło, że chodzi o to, że mogą być posiłkiem. :)
Są oczywiście ludzie, którzy ciepło podchodzą do krów, owiec, koni, a nawet różnego rodzaju owadów itd. Ja zresztą też staram się być dla nich miły, przeraża mnie gdy np. cierpią i gabaryty nie mają tu znaczenia. Ja jednak powiedziałem co innego - mi się wydaje, że to po prostu fakt niepodważalny: większość mięsożerców jest inteligentniejsza od roślinożerców. W tym znaczeniu jest bardzo ludzka, tak ludzka, jak np. świnie, że niektórzy ludzie wzdrygają się przed jedzeniem tego typu organizmów. Pokazuje moim zdaniem to to mianowicie że mięsożerność była ogromnym postępem na drodze ewolucji, choćby dlatego że zapewniała więcej czasu.
A to dlatego, że uwzględniłeś w swoim wpisie jedynie ssaki - to po pierwsze. Bardzo wybiórczy punkt widzenia. Nawet wśród ssaków, do czołówki zaliczają się m.in. goryle, które mięsa nie tykają.
O ile wiem, w ewolucji naszego gatunku najistotniejsze było to, że nasi praprzodkowie umieli sobie radzić w zmieniających się warunkach. A to oznacza możliwość przejścia na roślinki w ciężkich czasach.
O plemionach nic nie będę mówił, spójrz chociażby na Indie, tam dominuje wegetarianizm. Miło, że użyłeś tym razem porównania do jaskółki, a nie do głupiego bydlęcia.
Madeleine odpowidając na Twoje pytania dotyczące poglądu na negatywny wpływ mleka sojowego,wyniki wielu badań są sprzeczne. Przedstawiam kilka ciekawszych badań:
Według Brytyjskiego Departamentu Zdrowia , wyniki badań klinicznych
wykazują, że nie ma istotnych różnic w rozwoju
i wzroście dzieci żywionych dietami sojowymi w porównaniu
z dziećmi żywionymi innymi rodzajami diet.
Inne badania natomiast dowodzą że fitoestrogeny występują również w izolatach sojowych, dlatego istnieje wiele dowodów na to że mogą one wpływać na przyśpieszony rozwój płciowy zwłaszcza dziewczynek, karmionych takimi izolatami.
Choć w żywieniu niemowląt nie wolno lekceważyć żadnych informacji mówiących o możliwym niekorzystnym wpływie takich lub innych składników żywności, to jednocześnie warto wiedzieć, że fitoestrogeny są powszechne we wszystkich produktach roślinnych. Z żywności pochodzenia roślinnego przechodzą one również do mleka matki. Według belgijskich naukowców, ich zawartość zależy od diety, jaką spożywa matka, może się ona wahać od poniżej 5 do ponad 50 ng/ml. Zawartość izoflawonów w mieszankach sojowych dla niemowląt zmienia się w zależności od producenta i receptury, a właściwie ilości izolatów białek sojowych, użytych do produkcji. Zawartość izoflawonów w proszku waha się od 214 mg/g do 285, co w przeliczeniu na mieszankę płynną daje od 25 do 30 mg/ml.
Eksperci Food Standards Agency we wspomnianym już raporcie zwracają uwagę, że maluchy odżywiane sojowymi mieszankami zastępującymi mleko zjadają nawet sto razy więcej fitoestrogenów niż przeciętna dorosła osoba i kilkadziesiąt razy więcej niż wegetarianie lub weganie. Stąd zalecenie, by po odżywki sojowe sięgać tylko w razie rzeczywistej medycznej konieczności. Lepsze są preparaty na bazie mleka krowiego - stwierdzono w nich bowiem tylko śladowe ilości roślinnych hormonów.
Może dodam że mleko sojowe używane jest w przypadku alergii na mleko krowie. Niestety bardzo często blisko połowa dzieci uczulonych na mleko krowie uczula się, niestety, również na soję. Takiego mleka nie można podać dziecku bez konsultacji z lekarzem.
Odpowiadając na drugie pytanie,na podstawie wielkości rocznego spożycia soi szacuje się, że przeciętny Japończyk spożywa dziennie średnio 1,5 do 4,1 mg genisteinyi 6,3 do 8,3 mg jej pochodnej genistiny.
Według wielu badań, w populacjach, dla których od wielu pokoleń soja jest istotnym źródłem białka, a spożywają ją nie tylko dorośli, ale i dzieci w różnym wieku, nie zaobserwowano niekorzystnego wpływu fitoestrogenów na rozwój i stan zdrowia.
Moja przyjaciółka, wegetarianka, namawia mnie, żebym spróbował jej diety. Bez mięsa, to spoko, ale czym je zastępować?
Bo słyszałem, że fitoestrogeny to rak jąder i te sprawy... Dzieci kiedyś chciałbym mieć. Więc może wegetarianizm to jednak nie dla mężczyzn?
---------------------
Reklama - czytaj dalej poniżej