Myślę, że poczucie zobojętnienia może wskazywać na to, że coś się wypaliło.
Czasem jest tak, że wpakowujemy się w związki, a potem z perspektywy czasu zastanawiamy się jak to możliwe, że przyjaźniliśmy się lub byliśmy z taką osobą.
Ja żyję wg zasady "Nic na siłę". Szkoda tylko czasem tych minionych wspólnych lat, prawda?
Szkoda, szkoda....
Nawet nie mam motywacji do rozmowy z nią. Bo wtedy mogłoby się to skończyć zerwaniem znajomości. A tak to zawsze jest jakaś furtka otwarta. A może właśnie powinnam porozmawiać z nią? Jak myślisz?
Tylko co w sytuacji, gdy to ja się zmieniłam? Gdy ja się nie godze na pewne rzeczy, których w liceum nie dostrzegałam?
Marto, to o czym piszesz zdarza się o wiele częściej, niż się wydaje. Ludzie po prostu dorastają, dojrzewają, coraz więcej poznają i doświadczają... Człowiek to istota dynamiczna i o ile ma stały "rdzeń" (osobowość, która w ciągu życia nie zmienia się istotnie), o tyle cała otoczka tego "rdzenia" podlega rozmaitym przemianom. Każdego dnia napotykamy na nowe dla nas sytuacje, spotykamy nowych ludzi, dowiadujemy się nowych rzeczy, wciąż się uczymy i rozwijamy. To naturalne, że z perspektywy czasu niektóre rzeczy wydają się być innymi, niż kiedyś. Każdy ma swoje własne tempo i tor rozwoju. Prawdopodobnie Ty jesteś na etapie dostrzegania czegoś więcej niż "doczesność" i nie czujesz się dobrze w towarzystwie osób, skoncentrowanych na przyziemnych sprawach. Jeśli zależy Ci na przyjaźni, o której piszesz, to może warto o nią zawalczyć poprzez szczerą rozmowę z przyjaciółką, ale pełną akceptacji dla jej poglądów i stylu życia. Jeśli natomiast jest inaczej, jeśli wstarcza Ci ta "furtka", o której napisałaś, to proponuję poczekać. Czasem najlepsze, co można dać drugiemu człowiekowi, to po prostu czas, w którym rozwinie skrzydła.
Problem w tym, że ja nie czuję potrzeby roztrząsania tego. Może źle to o mnie świadczy, zwłaszcza że jeszcze jakiś czas temu mi zależało - dziś chyba wolę stać z boku.
Nazwałam tę znajomość przyjaźnią przez sentyment. Dziś czuję się potrzebna tylko wtedy gdy ona czegoś potrzebuje. Dlatego nie chcę z nią rozmawiać na ten temat. Myślę, że wygarnęłabym jej wszystko wszystko. Mój facet wyczulił mnie na to, że czasami za bardzo się poświęcałam, a niczego nie otrzymywałam w zamian. I widzę, że tak było już w liceum.
u nas w gimnazjum jest dziewczyna ktora robi tak samo jak twoja ex przyjaciolka - ma mnostwo psiapsiułek ale i tak kazdy wie, ze kumpluje sie z nimi tylko dla kasy, dla pozyczania ciuchow i bycia cool. paranoja jak dla mnie, omijam te dziewuche szerokim łukiem
u nas w gimnazjum jest dziewczyna ktora robi tak samo jak twoja ex przyjaciolka - ma mnostwo psiapsiułek ale i tak kazdy wie, ze kumpluje sie z nimi tylko dla kasy, dla pozyczania ciuchow i bycia cool. paranoja jak dla mnie, omijam te dziewuche szerokim łukiem
Niestety człowiek w dzisiejszych czasach coraz częściej przkonuje się że nie ma prawdziwych przyjaciól, bo wszystko było rozbino z korzyścią dla kórej ze stron. A jest to strasznie przykre.
Niestety czasami trzeba przyjąć zasadę, że człowiek przede wszystkim musi liczyć na siebie
A przyjaźń można tylko zawiązać gdy jest się małym dzieckiem, moje najlpesze przyjaciółki to te od przeczkola, bo zaczęłyśmy się przyjaźnić bezinteresownie. A teraz to już sie na pewno przekonałam, że w pracy to nie można znaleźć przyjaciół i w sumie na studiach też.. bo wszędzie jest po prostu wyścig szczurów
Szara, smutna rzeczywistość...
Ja się nie zgodzę z Tobą Pati. Fakt, że studia kończyłam 10 lat temu i może słabo pamiętam jak to było :-) Albo po prostu były inne czasy. U mnie przyjaźnie ze studiów przetrwały, stale widujemy się z dwiema koleżankami, mamy dzieci w podobnym wieku i nie uważam by znajomość była podtrzymywana tylko ze względu na korzyść jednej ze stron.
Nie chciałabym odbierać tego mojego problemu z przyjaciółką jako globalny kryzys przyjaźni. Mam nadzieję, że niedotyczy to mimo wszystko tak wielu ludzi. Pati, mam nadzieję, że uwierzysz znowu w przyjaźń.
Ale fakt faktem ja inaczej podchodze do przyjaźni niż kiedyś. Najlepszym przyjacielem, wsparciem i pomoca jest zawsze mój narzeczony. To chyba dobrze prawda? Może dlatego nie mam aż tak dużej potrzeby nawiązywania przyjaźni. Mój narzeczony aktualnie mi wystarcza :) :) :)
To dobry układ, ale wg mnie nie ma to jak babskie ploteczki. A z kim rozmawiasz o problemach z narzeczonym?
Chciałabym podzielić się z wami moimi rozterkami odnośnie przyjaciółki.
Otóż znamy się od liceum, wtedy to też zaczęłyśmy być sobie bliskie. Na początku studiów coś jeszcze się kręciło (choć ledwo ledwo) między nami - ale wtedy zaczęłam sobie uzmysławiać (własciwie dzięki mojemu narzeczonemu) że nasza przyjaźń od zawsze była swojego rodzaju iluzją.
Na studiach okazało się, że ważniejsze są dla niej przyziemne i materialne kwestie. Nasze spotkania były "przy okazji". Jej znajomi ze studiów, z którymi utrzymuje stałe kontakty do dziś (jestesmy 3 lata po obronie) zupełnie odbiegają od naszych wspólnych z liceum. Ba, odbiegają również ode mnie i moich wartości itp.
Aktualnie nasza znajomość chyba umarła - raczej drogą naturalną. Jedyna sytuacja, kiedy jestem jej jeszcze potrzebna dotyczy przysługi, pomocy itp.
Dziś dręczy mnie pytanie, że może zawsze była taka sama, a ja zafascynowana naszą znajomością z klapkami na oczach nie dostrzegałam jej prawdziwej natury? Może zawsze byłam tylko dodatkiem?
Najgorsze jest to, że upłynęło już tyle lat, a mi dzisiaj jest to wszystko obojętne. Może znieczulam się, żeby nie było mi przykro. Ale patrzę na pewno trzeźwym okiem.
Zastanawiam się tylko czy to ona się zmieniła? A może właśnie ja?
---------------------
Reklama - czytaj dalej poniżej